Odsłonięcia dokonał syn lekarza Janusz w asyście władz Gdyni, na uroczystości pojawili się też mieszkańcy dzielnicy, do dziś dobrze pamiętający swojego opiekuna.
- To był taki lekarz, jakich dziś właściwie już nie ma - mówi Aldona Wójcik, mieszkanka Orłowa. - Pomagał nam bezinteresownie, z głębi serca. Dobro pacjenta przedkładał nad własne zdrowie, poświęcał swoje życie rodzinne, aby leczyć chorych. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że był doktorem Judymem naszych czasów.
Tomasz Kamiński, zanim otworzono przychodnię w Orłowie, leczył pacjentów we własnym domu, gdzie miejsca na medyczne sprzęty za dużo nie było. Jego synowie wspominają, że w związku z tym zdarzało im się sypiać na... fotelu dentystycznym.
- Tata jeździł też do chorych pacjentów nie tylko do Orłowa, lecz także do Wielkiego Kacka, Chwaszczyna, Bojana, Koleczkowa, czasami nawet za Kartuzy - mówi Janusz Kamiński, syn legendarnego lekarza. - Z wizyt takich nierzadko przywoził kurę, czy koszyk jajek, bo ludzie z wdzięczności dobrowolnie dawali mu, co mieli pod ręką. Sam zapłaty nie dopominał się nigdy. Pora dnia, o której miał jechać do pacjenta, nie miała znaczenia. Często do nagłych przypadków zrywany był telefonem w środku nocy i jechał wtedy leczyć ludzi, bo nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Kiedy tego typu wizyty nasilały się, mama potrafiła grozić mu, że jak tak dalej pójdzie, odetnie telefon w domu.
Leon Birn, przyjaciel orłowskiego lekarza, który studiował razem z Tomaszem Kamińskim medycynę, wcześniej, ramię w ramię, walczył z nim w czasach II wojny światowej w oddziałach Armii Krajowej na Ziemi Wileńskiej pod dowództwem słynnego generała Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka", wspomina Kamińskiego jako niezwykle dzielnego, pracowitego i lojalnego człowieka.
- Wiele w życiu przeszedł, już w wieku sześciu lat stracił rodziców - mówi Leon Birn. - Wychowywał go stryj. Studia medyczne rozpoczął w 1945 r. w Akademii Medycznej Marii Curie - Skłodowskiej w Lublinie, jednak już po roku przeniósł się do Gdańska. Był fantastycznym kolegą. Zawsze można było zwrócić się do niego o pomoc, w każdej sprawie.
Pracował bardzo dużo, od 7 rano do 22 wieczorem. Był równolegle zatrudniony jako kierownik XIV Przychodni Rejonowej w Gdyni-Orłowie, w Szpitalu im. PCK w Redłowie i jako Przewodniczący Wojskowej Komisji Lekarskiej w Gdyni.
- Tata był tytanem pracy - mówi Janusz Kamiński.
- Trudny zawód lekarza wykonywał w szczególny sposób - dodaje Jolanta Roszczynialska, przewodnicząca Rady Dzielnicy Orłowo. - Miał nie tylko głęboką, fachową wiedzę, lecz także wyjątkowe podejście do pacjentów. Jego wizyty domowe sprowadzały się nie tylko do udzielenia porad lekarskich. Dla każdego miał ponadto dobre słowo, dodawał mieszkańcom otuchy w trudnych momentach życiowych. Ludzie po prostu mu ufali.
Stanisław Szwabski, przewodniczący Rady Miasta Gdyni, wieloletni mieszkaniec Orłowa, wspomina Tomasza Kamińskiego jako wielkiego człowieka.
- Był bardzo znany, uwielbiany nie tylko przez orłowian, ale wszystkich mieszkańców Gdyni - mówi Stanisław Szwabski. - To dlatego, że był prawdziwym lekarzem z powołania. Wyróżniał się Judymową pracą, która nie patrzyła na osobiste korzyści. Jest dla mnie wielką radością, że możemy tego wspaniałego człowieka upamiętnić tablicą. Był dla nas wzorem obywatela i dał przykład, jak należy sprawować służbę publiczną.
Tomasz Kamiński zmarł w 1987 r. w wieku 63 lat.
- Wielka szkoda, że tata nie doczekał wolnej Polski - mówi Janusz Kamiński.
Jakie są wczesne objawy boreliozy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?