Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdynia rozbrzmiewała bluesem

Tomasz Rozwadowski
Z lewej Matthew Stubbs, w głębi Charlie Musselwhite
Z lewej Matthew Stubbs, w głębi Charlie Musselwhite fot. tomasz bołt
Tegoroczny Gdynia Blues Festival zakończył się. Model organizacyjny festiwalu pozostał bez zmian - trzy plenerowe, bezpłatne koncerty na skwerze Arki Gdynia przy Bulwarze Nadmorskim i jeden biletowany koncert międzynarodowej gwiazdy bluesowej. W tym roku gwiazda była rzeczywiście pierwszej wielkości - legendarny amerykański harmonijkarz i wokalista Charlie Musselwhite zagrał w miniony czwartek w Teatrze Muzycznym. Był to koncert rewelacyjny, najwyższej klasy, pięciogwiazdkowy (do wyboru).

Musselwhite należy do najwybitniejszych białych bluesmanów w historii. Urodzony w 1944 r., zadebiutował autorską płytą już w połowie lat 60. i od tego czasu nieprzerwanie jest w czołówce. Na gdyńskim koncercie można było się przekonać, dlaczego.

Na wcześniejszych etapach kariery Musselwhite nie tylko grał na harmonijce ustnej i śpiewał, ale także grał na gitarze. Wiek i bujnie przeżyta biografia nie pozwalają mu na tak duży wysiłek fizyczny jak w przeszłości, więc mistrz ograniczył się do dwóch swoich pierwszych specjalności, a jako gitarzystę zaangażował fenomenalnego, młodego Matthew Stubbsa, który zagrał bez wątpienia lepiej, niż kiedykolwiek udało się to liderowi. Podobnie było z pozostałymi cechami, które w przypadku większości konkurentów byłyby wadami czy usterkami, a Musselwhite przekuł je w zalety. Ograniczenia wokalne? Stawiamy na barwę i interpretację tekstu. Płytki oddech? Gramy na harmonijce oszczędnie, ale kapitalnie improwizujemy. Publiczność znudzona klasycznymi kompozycjami? Komponujemy własny, autorski materiał i zachwycamy świeżymi melodiami i lekko unowocześnionym brzmieniem.

Podstawą gdyńskiego koncertu była wydana w ubiegłym roku i będąca największym od lat sukcesem artystycznym Musselwhite'a płyta "The Well". Trudno uwierzyć, ale to pierwszy w jego dyskografii album wypełniony całkowicie jego autorskimi utworami. Mało kto potrafi, będąc w wieku emerytalnym, otworzyć, i to w tak udany sposób, nowy etap w życiu zawodowym. Za to należy się ogromny szacunek i podziw, czego wyrazem była wielominutowa owacja na stojąco.

Reszta festiwalu miała charakter muzycznego pikniku przy pięknej pogodzie, ale na tym także polega urok czerwcowych gdyńskich dni bluesa. Trzy maratony pod chmurką, od piątku do niedzieli, rozpoczynały się już od godz. 16 i trwały do późnej nocy. Codziennie grały zespoły różniące się stylistycznie, bardziej lub mniej znane, lokalne, z głębi kraju lub z innych stron Europy, ale wspólnym mianownikiem był luz, bluesowe brzmienia i atmosfera dobrej zabawy. Na zakończenie każdego dnia grali muzycy bardzo wysoko notowani przez fanów i doskonale im znani, kolejno - Sean Webster z Wielkiej Brytanii, zespół Cree kierowany przez Sebastiana Riedla, syna nieodżałowanego Ryszarda z grupy Dżem, oraz Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzcholskim. Święto dobiegło końca, ale dziewiąta edycja już za niespełna rok...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto