Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańszczanin Maciej „Gleba” Florek jurorem w You Can Dance [ROZMOWA]

rozm. Ewa Andruszkiewicz
Cezary Piwowarski/TVN
Modlę się, żeby wymyślono czasowstrzymywacz - mówi Maciej „Gleba” Florek - zwycięzca I edycji „You Can Dance”, który w tej edycji You Can Dance zajmuje fotel... jurora.

Tęskniłeś za „You Can Dance”?
Bardzo! Same dobre emocje towarzyszyły mi podczas pobytu w programie, więc cieszę się, że udało mi się powrócić teraz do starej ekipy.

Właśnie, powróciłeś po siedmiu latach, ale już w innej roli. To obudziło wspomnienia?
Jasne. Oceniam ludzi, którzy przychodzą na castingi, ale czuję się tak, jakbym to ja brał w nich udział i jakby czas się tylko po prostu przekształcił. To budzi wspomnienia i całą przygodę od nowa, bo nie ukrywam, że „You Can Dance” to była totalna przygoda. Po raz pierwszy wchodziliśmy do programu telewizyjnego takiego formatu, z gigantyczną oglądalnością, jak na tamte czasy, bo mówiło się o 3 mln widzów. To, że ktoś po takim czasie, bez żadnego pompowania mojej osoby, dalej o mnie pamięta i spotykając mnie, krzyczy „Gleba”, to znaczy, że całe przedsięwzięcie miało ogromną popularność i siłę. A przede wszystkim jest to program, który otwiera drzwi do różnych przestrzeni.

Co jeszcze jest w nim tak wyjątkowego?
To, że jest niesamowicie pozytywny, nie ma w nim negatywnej otoczki. To program dla ludzi uśmiechniętych, fajnych, pokazujących, że czasami, mimo braku możliwości i przeróżnych problemów rodzinnych, można wskoczyć na sam szczyt.

Co Ci dał udział w programie?
Przede wszystkim spotkania z różnymi choreografami, ale też pracę z tancerzami, którzy razem ze mną byli na stypendium w Nowym Jorku. Zawarłem wiele znajomości. Fajne jest to, że teraz można pojechać na przykład do kumpla z Meksyku i przygotować tam z nim warsztaty czy spektakl, a potem do koleżanki z Danii czy Szwecji. Taniec daje nam ogromną wolność. To jest nasz własny język, którym się posługujemy.

Co się z Tobą działo przez tych siedem lat?
Wróciłem do teatru. Pracowałem tam jeszcze przed „You Can Dance”, ale bardziej jako tancerz, a później, po programie, wszystko się jeszcze bardziej nakręciło. Udało mi się zrobić już pod swoim nazwiskiem kilka spektakli - jako asystent reżysera albo współreżyser. Do tego dochodziła jeszcze pełna choreografia. Pracowałem z Kingą Preis, Janem Peszkiem, Jolą Fraszyńską, Stanisławą Celińską, Krzysiem Draczem, a także z młodym pokoleniem, między innymi Bartkiem Porczykiem. To ludzie, którzy w polskiej świadomości kultury teatralnej są na samej górze.

Mimo wygranej nie poszedłeś w stronę komercji...Jakbym się urodził w innym miejscu, gdzie teatr ma większą przewagę nad telewizją, to bylibyśmy w absolutnym top topów. Moim zdaniem, każdy powinien robić to, co lubi. Show-biznes przynosi oczywiście różne korzyści, ale z drugiej strony zabiera sporo czasu. I to powoduje, że człowiek nie może tak naprawdę realizować swoich pomysłów. Bycie jurorem w „You Can Dance” na szczęście mi tego w ogóle nie zamyka. Będziemy tam tworzyć choreografię, pracować, pomagać uczestnikom. To, co robię na co dzień w teatrze, sprawdzi się w 100 proc. w tym programie.

Ale sam mówiłeś, że i tak na wszystko masz za mało czasu.
(śmiech) Zawsze tak było i od zawsze modlę się, żeby ktoś wymyślił czasowstrzymywacz, bo nam się doba kurczy bardzo szybko. Nagrania castingowe rozpoczynają się o 7 rano. Kończymy o 2-3 w nocy. Nie ukrywam, że jest to ciężka praca, nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Trzeba skupić się na każdym elemencie, pokazywanym przez występujące przed nami osoby, żeby ją dobrze ocenić, żeby nie przepuścić kogoś, kto jest słabszy i żeby przez nieuwagę nie odrzucić prawdziwej perełki.

Czyli mamy jeszcze w Polsce utalentowaną młodzież?
Zdecydowanie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To są ludzie z bardzo różnych środowisk. Od takich, którzy faktycznie wykształcenie muzyczne posiadają, po osoby, które w swoich pokojach same tworzą studia taneczne i nagle się okazuje, że swoim ruchem potrafią łapać za serce.

A jakie style muzyczne teraz królują? Cały czas jeszcze hip-hop?

Mamy bardzo dużo ludzi o wrażliwości jazzowo-współczesnej. W tych stylach wyraża się zazwyczaj odczucia, które kiedyś gdzieś kogoś dotknęły. Ale znajdują się też wzruszające pozytywnie, co jest fajne. Hip-hop króluje oczywiście bezapelacyjnie. Ale ja często powtarzam, że kreatorami ruchu możemy być my sami. To nie jest tak, że trzeba coś od kogoś ściągać. W tej edycji pojawili się ludzie, którzy mają własną osobowość i własny model myślenia o tańcu. Eksperymentują z ruchem.

Jakim jesteś jurorem?
To jest bardzo trudne pytanie. (śmiech) Staram się być taki sam, jaki jestem w życiu, czyli bardzo wymagający, niestety, ponieważ wiem, ile kosztuje tancerza bycie dobrym. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby przepuszczać kogoś, kto jest słabszy albo powiedzieć mu, że jest wszystko OK. Kiedy ktoś ci mówi komplementy w świecie tańca, to może być to wyłącznie rodzina. W momencie, kiedy przychodzi do recenzji, nie oczekujemy samych dobrych informacji. My chcemy się zmieniać, chcemy być coraz lepsi i to w bardzo różnym znaczeniu. Lepsi technicznie i lepsi w sferze emocji.

Powiedziałeś mi, że w tej edycji będzie kilka ciekawostek i nowości. To teraz już oficjalnie uchyl rąbka tajemnicy. Co się zmieni?
Po pierwsze, program opuściła Kinga Rusin. Co ważne, jest teraz czterech jurorów. To świetni specjaliści, jeżeli chodzi o ruch. Agustin Egurrola, który jest jedenastokrotnym mistrzem Polski, Ida Nowakowska, która razem ze mną była w I edycji, a teraz na stałe mieszka w Los Angeles, gdzie ma swoją szkołę tańca, Michał Piróg, który zajmuje się tańcem współczesnym, no i ja, szukający prawdy na scenie. Mieszanka jest bardzo ciekawa, nie zawsze się ze sobą zgadzamy, co jest fajne.

Co jeszcze?
W tej edycji duży nacisk położony będzie na tancerzy. Uczestnicy będą mieli bardzo trudną robotę na Malcie, żeby się dostać do finałowej czternastki. Ta czternastka przejdzie tam gehennę. Treningi będą od rana do wieczora, tak samo jak dodatkowe zadania. Jak sobie to teraz przypominam, to aż mnie przechodzą ciarki. My w Paryżu byliśmy w pięćdziesiąt osób. Przed salą stała ogromna beczka z lodem. Po zajęciach wszyscy do niej wskakiwali i się tym ratowali. To był jedyny sposób, żeby nogi jeszcze dawały radę. Tam dochodzi się do kresu swojej wytrzymałości. Jeżeli udaje się to przezwyciężyć, to rzeczywiście jest potem troszeczkę łatwiej w programie.

Czy faktycznie musi być tam aż tak ciężko? Nierzadko uczestnicy doprowadzani są na tych warsztatach do bólu i łez.

Wiesz co, uczestnicy mają dokładnie 1,5 minuty na zaprezentowanie siebie. Ale żeby to zrobić, trzeba poświęcić na to znacznie więcej. Trzeba mieć kondychę, pomysł na siebie, za każdym razem trzeba być innym, dostaje się nowe style, przechodzi się totalne limity, faceci podnoszą dziewczyny, dziewczyny podnoszą facetów. I ten progres musi być jak najszybszy. Za to później, już po programie, odsypia się tę przygodę przez parę tygodni. (śmiech)

A każdy może tańczyć?
Zdecydowanie tak. Wiesz, chyba nie każdy może śpiewać, ale tańczyć owszem. Jakbyś zobaczyła Agustina Egurrolę, tańczącego na stole, to byś uwierzyła. Wspólnie lataliśmy po scenie, był dancehall, byli wariaci z piłeczkami, były odjechane postaci, jak z kosmosu, które próbowały z nami tańczyć. Prawdziwy karnawał w Rio. To pokazuje, że ludzie mają dystans do tego, co robią i że mają z tego frajdę. Poczucie rytmu ma każdy, a ilość endorfin i przyjemności, którą daje taniec, jest niebywała. Ja w ten sposób wciągnąłem się w taniec. Jak oglądałem moją siostrę, która urządzała domówki, to wydawało mi się, że to jest właśnie to coś fajnego, co łączy ze sobą ludzi.

Czego Ci życzyć w nowym roku?
Tego, aby kolejne pokolenia pokochały „You Can Dance”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto