Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W drodze do Royal Albert Hall. Wywiad z gdyńskim zespołem State Urge [ZDJĘCIA]

Dominika Bakura
Swój autorski gatunek muzyczny white rock State Urge manifestują nie tylko przy pomocy białych koszul, które stanowią ich stały, koncertowy wizerunek, lecz także przy pomocy niekonwencjonalnych, muzycznych improwizacji. To klasyka rocka w czterech świeżych skórach. Marcin Bocheński, Marcin Cieślik, Krystian Papiernik i Michał Tarkowski to członkowie gdyńskiego zespołu State Urge, który nagina gatunkowe ramy i którego słuchają już w samej Brazylii.

Byliście dopiero przed swoim trzecim koncertem w życiu, kiedy sam Kaczkowski mówił już o was na antenie. Od samego początku mierzyliście z waszą muzyką tak wysoko?
Marcin Cieślik: Na początku zawsze zaczyna się od najprostszych czynności. Ja zacząłem od tego, że nic nie mówiąc chłopakom wysłałem nasze demo panu Kaczkowskiemu, który w swojej audycji zachęcał młode zespoły do promowania swojego materiału. Jednak tak naprawdę o tym, że zaistnieliśmy na antenie Trójki dowiedzieliśmy się przez przypadek, dzięki mojemu wujkowi, który słucha tej stacji. Nagle w trakcie próby dostaliśmy SMS’a, że jesteśmy w Trójce. I nie schlebiła nam tu sama Trójka, lecz pan Kaczkowski, którego szanuje, zawsze słuchałem jego audycji i nagle szok, ja i mój zespół znaleźliśmy się w jego zestawieniu.
Marcin Bocheński: Dla mnie to była motywacja do dalszej pracy. Motywacja i niesamowity kop, że z naszą muzyką naprawdę możemy mierzyć bardzo wysoko.

A nie obawialiście się, że wasza muzyka, którą sami nazywacie niebanalną, może nie przyjąć się wśród dużej rzeszy odbiorców? Z góry zakładaliście, że będziecie grali dla alternatywnych nisz?
Marcin Cieślik: U nas proces twórczy zaczyna się od czegoś zupełnie innego. Gramy to, co podpowiada nam akurat serce i nie zastanawiamy się przy tym, czy znajdzie się ktoś, komu to się spodoba.
Marcin Bocheński: Dokładnie tak. Gdybyśmy myśleli odwrotnie to nie bylibyśmy prawdziwi w tym co robimy. Muzyka musi być żywą improwizacją, jednak z drugiej strony nie możemy zapomnieć, że muzyka jest także dla ludzi. To dzięki nim mamy coraz więcej koncertów, rozwijamy się.

Wasza epka nosiła tytuł „What Comes Next?”. Spodziewaliście się kiedykolwiek, że odpowiedzią na to pytanie będzie nagranie płyty?
Marcin Bocheński: To było pytanie pokroju „od nas dla nas”. Długo zastanawialiśmy się co wyniknie z tych naszych muzycznych improwizacji, jednak jestem pewny, że żadnemu z nas nie przemknęła wtedy po głowie myśl, że zakończy się to nagraniem pełnometrażowej płyty.
Marcin Cieślik: Po nagraniu epki zaczęliśmy komponować nowy materiał. Epka dała nam także możliwość znalezienia wydawcy. Wysyłaliśmy swoje demo w wiele miejsc, aż w końcu zaproponowano nam nagranie płyty, co było dla nas ogromnym szokiem. Jednak mieliśmy bardzo mało czasu na podjęcie decyzji, przygotowanie materiału. W kilka chwil znaleźliśmy się w świecie z podziałem na sezony, kiedy opłaca się wydać płytę, kiedy nie. Trzeba było w bardzo krótkim czasie poznać ten świat, ale trzeba przyznać, że o takim właśnie „next” dokładnie marzyliśmy.

Przeszliście drogę od chłopaków, których połączyła miłość do niekonwencjonalnych dźwięków, przez występ w Dolinie Charlotty, aż do miejsca, gdzie teraz prezentujecie wasz nowy singiel. Jak przez ten okres zmieniło się State Urge?
Marcin Cieślik: W nas ciągle się coś zmienia. Ciągle pojawiają się rzeczy, które nas zaskakują. Tak na prawdę to dzięki tym niespodziankom żyjemy, bo to one dają nam siłę i ducha, żeby dalej pokazywać się z naszą muzyką. Poznaliśmy się jako chłopacy, którzy lubili ten sam styl muzyki. Teraz zmieniło się tylko to, że obecnie sami uczestniczymy w tworzeniu tego stylu.
Marcin Bocheński: Według mnie jeśli bierzemy czynny udział w tworzeniu zespołu, to sami nie zauważamy już tych zmian. To raczej słuchacze są w stanie ocenić, jak bardzo State Urge się zmieniło, bo dla nas muzyczny rozwój to już naturalna droga.

Według was jakie jest jak na razie największe osiągnięcie State Urge? To, że usłyszeliście samych siebie w Trójce, czy to, że w sklepach obok waszych ulubionych wokalistów stoi wasza płyta?
Marcin Cieślik: A obok kogo my leżymy na tej półce? Zbigniew Wodecki? Stanisław Soyka? Alfabet chyba trochę nie w klimacie nas uplasował (śmiech). Ale tak naprawdę naszym największym osiągnięciem jest to, że istniejemy od pięciu lat, a co najważniejsze, ciągle w niezmiennym składzie. W innych zespołach nieustannie pojawiają się jakieś rotacje, które często prowadzą do rozpadu grupy. A my bez przerwy razem tworzymy, bawimy się, potrafimy rozmawiać i to uważam za nasz największy sukces.
Marcin Bocheński: Innym ważnym sukcesem State Urge jest to, że nie słuchają nas tylko w Polsce. Po wydaniu płyty dostaliśmy wiele wiadomości z całego świata, w których ludzie gratulowali nam tworzenia świetnej muzyki. Pisali do nas ludzie ze Stanów Zjednoczonych, z Niemiec, okazało się także, co ciekawe, że słuchają nas nawet w Brazylii.

To znaczy, że swoimi osiągnięciami już dawno wykroczyliście poza granicę kraju, ale czy też marzeń?
Marcin Bocheński: Marzy nam się nadal wspólne granie i co najważniejsze czerpanie z tego jak największej przyjemności.
Marcin Cieślik: A mi się marzy koncert w Royal Albert Hall w Londynie. Wszyscy już tam grali. My też byśmy mogli!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto