Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziki grasują w Gdyni. Sterroryzowały matkę z dzieckiem w wózku [ZDJĘCIA]

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Wraz z nadejściem wiosny na gdyńskich osiedlach rozpanoszyły się dziki. Zwierzęta, które powinny żerować w lesie, bezkarnie buszują między domami, terroryzując mieszkańców.

Mrożące krew w żyłach sceny przeżyła ostatnio mieszkanka Oksywia, która wybrała się na spacer z dzieckiem. W pobliżu bloku przy ul. Błękitnej wielki odyniec zainteresował się jej wózkiem. Okazał się na tyle natarczywy, iż kobieta zmuszona była salwować się ucieczką na klatkę schodową.

- Wyszłam od mojej mamy z bloku - relacjonuje mieszkanka Oksywia. - Doszłam do ostatniej klatki i na przeciwko mnie pojawił się ogromny dzik. Zatrzymałam się, a on zaczął podchodzić do wózka. Zaczęłam się denerwować. Tupałam, krzyczałam, ale nie reagował. Wycofywałam się, ale szedł za mną i cały czas interesował się wózkiem. Nie mam pojęcia, jakie były jego zamiary, czy chciał zaatakować dziecko, czy może mnie. Bardzo się go bałam. Zadzwoniłam do mamy i wykrzyczałam w słuchawkę, iż atakuje mnie dzik.

Kobieta dodaje, iż miała wielkie szczęście, bo w mieszkaniu u matki przebywał akurat z wizytą jej brat.

- Wybiegł na zewnątrz w samych skarpetach, aby mi pomóc - opowiada mieszkanka Oksywia. - Próbował odstraszyć dzika, ale ten nie reagował. Brat krzyknął do mnie, abym schowała się do klatki schodowej. Oboje to zrobiliśmy, ale dzik wszedł za nami. Kompletnie puściły mi nerwy, rozpłakałam się, trzęsły mi się ręce i nogi, nie mogłam złapać oddechu. Już miałam wizję przed oczami, jak zwierzę atakuje dziecko w wózku, a ja nie będę potrafiła obronić córki. Koszmar, nikomu nie życzę takiego spotkania z dzikiem.

Czytaj także:

Dziki biegały po ulicy Płk. Dąbka w Gdyni [ZDJĘCIA INTERNAUTY]

Na szczęście dzik postanowił ostatecznie odejść, w międzyczasie matka kobiety zadzwoniła po straż miejską. Kobieta twierdzi, iż strażnicy zignorowali jej sygnał, a zareagowała dopiero policja. Takiej wersji wydarzeń zaprzecza Danuta Wołk - Karaczewska, rzecznik Straży Miejskiej w Gdyni.

- Na skutek skargi, która do nas trafiła, komendant przeprowadził postępowanie wyjaśniające - mówi Danuta Wołk - Karaczewska. - Okazało się, że nasz ekopatrol pojawił się po zgłoszeniu na Oksywiu, ale dzika już nie było. Strażnicy nie mają też możliwości, aby odłowić tak duże zwierzę. Zajmuje się tym wyspecjalizowana firma, która ma podpisaną umowę z gminą.

Danuta Wołk - Karaczewska dodaje, iż sygnały o dzikach, zapuszczających się w zabudowane tereny w Gdyni, w ostatnich dniach nasiliły się. We wtorek pracownik pogotowia Animals zaalarmował, iż stado dorodnych zwierząt grasuje po pergolach śmietnikowych na Dąbrowie. Do jeszcze groźniejszej sytuacji doszło w ostatnią sobotę wieczorem. Po godz. 22 dziki przez dziurę w płocie dostały się na gdyński odcinek obwodnicy Trójmiasta, stwarzając zagrożenie wypadku drogowego.

- Siedem zwierząt stało na poboczu, tuż przy jezdni - informuje Danuta Wołk - Karaczewska. - Nasz ekopatrol wraz z pracownikiem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zabezpieczył teren. Aby poradzić sobie z dzikami, wezwano dwa wozy strażackie. Obwodnica została na 15 minut zamknięta dla ruchu. W tym czasie strażnicy wysypali na skarpie prowadzącej do lasu kukurydzę, aby zanęcić zwierzęta i skierować je z powrotem w stronę drzew, co się na szczęście udało.

Gdyńscy urzędnicy, walczący z dzikami, a także strażnicy miejscy przestrzegają, aby nie dokarmiać tych zwierząt. Zachęca je to tylko bowiem do częstych wizyt na zaludnionych terenach.

- Dziki są inteligentne, więc szybko nauczyły się, gdzie można znaleźć smaczne kąski - mówi Danuta Wołk - Karaczewska. - Do tego tak oswoiły się z ludźmi, że pozwalają im podchodzić na bliską odległość. Stwarza
to zagrożenie dla lekkomyślnych i beztroskich amatorów przygód ze zwierzętami, które niekoniecznie muszą dobrze się skończyć. Szczególnie, gdy dzik jest rozdrażniony, lub zostanie zaatakowany przez osiedlowe psy.

Czytaj także:Odłowią dziki z Redłowa

Zdzisław Kobyliński, naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego i ochrony ludności Urzędu Miasta Gdyni, dodaje, iż urzędnicy robią, co jest w ich mocy, aby pozbyć się dzików z gdyńskich osiedli. Zorganizowano stacjonarne i przenośne odłownie. Ulotki, jak postępować z tymi zwierzętami, trafiły już do spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, przedszkoli, żłobków, rozdawane są mieszkańcom. Plakaty zawisły też w pojazdach komunikacji miejskiej. W materiałach zamieszczono apel, aby nie tylko nie dokarmiać dzików, ale także zabezpieczać śmietniki z resztkami jedzenia, karmę dla kotów wykładać w trudno dostępnych miejscach, nie spuszczać też psów ze smyczy, kiedy nieproszeni goście pojawią się między blokami. Od nowego roku urzędnicy chodzą do szkół i przedszkoli na pogadanki z rodzicami dzieci, jak postępować z dzikami. Niestety, nie wszyscy słuchają tych apeli. W konsekwencji nadal notorycznie dochodzi w Gdyni do spotkania dzików z ludźmi.

- Są to niebezpieczne sytuacje - mówi Zdzisław Kobyliński. - Dzik jest silny, może zaatakować psa, a nawet człowieka i wyrządzić krzywdę. Szczególnie wiosną, kiedy lochy bronią swoich młodych. Jeśli ludzie przestaną dokarmiać dziki, nie będą one tak chętnie zapuszczać się w cywilizowane rejony, gdzie oprócz zagrożenia stwarzają też inne kłopoty, dla przykładu dewastują trawniki i zieleń. Stąd właśnie zdecydowaliśmy się na kampanię informacyjną.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto