Co więcej, nie ma też zbyt wielu chętnych, aby kształcić się w profesjach potrzebnych w przemyśle stoczniowym. Właściciele działających w Gdyni stoczni - Nauty i Crist - wraz z pozyskiwaniem nowych kontraktów coraz poważniej rozważają sprowadzanie specjalistów z zagranicy, Ukrainy i krajów azjatyckich.
- Brakuje nam rąk do pracy - przyznaje Andrzej Szwarc, prezes Stoczni Remontowej Nauta. - Naszym problemem obecnie nie jest kwestia pozyskiwania nowych zleceń, lecz zdobywania fachowców, którzy byliby w stanie je terminowo wykonać. Takich ludzi na rynku nie ma.
Nie zapowiada się też, aby sytuacja mogła się szybko zmienić. Iwona Demkowska, dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Gdyni, mówi, iż w kierowanej przez nią placówce jeszcze przed upadkiem Stoczni Gdynia w 2009 roku na kierunkach związanych z szeroko pojętą budową okrętów kształciło się 1,5 tys. osób. Dziś są to dwie niepełne klasy pierwsze i drugie.
- Rodzice dzieci nie potrafią zrozumieć, iż obecnie w Gdyni najłatwiej jest znaleźć pracę w branży stoczniowej - uważa Iwona Demkowska. - Planują kariery nastolatków, jakby każdy miał zostać prezesem, siedzieć w biurze i się przypadkiem nie spocić.
Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni ds. edukacji, dodaje, iż poszukiwania uczniów do gdyńskich placówek o profilu technicznym trwają także w gminach przylegających do Trójmiasta.
- Ale nawet tam zainteresowanie rodziców gimnazjalistów jest umiarkowane - mówi Łowkiel. Iwona Demkowska wspomina, iż jeszcze w 2011 r. nie była w stanie zorganizować nawet jednej klasy technicznej monterów kadłubów. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy właściciele Stoczni Crist zdecydowali się wypłacać stypendia uczniom ZST.
Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?