Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

101-latek wspomina początki 91-letniej Gdyni: Na wzgórzu Focha było pełno końskich trupów

Lechosław Dzierżak
Lechosław Dzierżak
Był bileterem w kinie „Morskie Oko” i kierownikiem „Lido”. Pan Aleksander Pawelec cieszy się dobrym zdrowiem i wspomina początki Gdyni.

Ma ponad 101 lat, mieszka na Wzgórzu Św. Maksymiliana. Do Gdyni wprowadził się w wieku 15 lat - w 1931 roku. Lista jego zasług zdaje się nie mieć końca. Z ALEKSANDREM PAWELCEM rozmawia Lechosław Dzierżak.

Stare kina w Gdyni: Morskie Oko, Czarodziejka, Bajka

Jak wyglądała Gdynia, gdy Pan tu przyjechał?
Było to w marcu 1931 roku podczas epicentrum wielkiego światowego kryzysu gospodarczego. Do Gdyni zjeżdżała masa ludzi jak do jakiejś ziemi obiecanej. Rozwijał się port, miasto kwitło. Gdynię można było podzielić na dwie części. W centrum widzieliśmy piękne budownictwo, szczególnie wzdłuż ulic Świętojańskiej, 10 Lutego, okolic dworca, Starowiejskiej, placu Kaszubskiego i Portowej. Ta część była budowana wspaniale.

A pozostała część Gdyni?
Ci, którzy przyjeżdżali z głębi Polski musieli często mieszkać gdzieś na dziko. Przechodziliśmy wtedy lata głodu, choć nie żałuję tego, bo później dzięki Gdyni moje losy potoczyły się dość ciekawie.

Gdzie Pan wtedy mieszkał?
W Małym Kacku. Nazywany był on „drewnianą Warszawą”. Grabówek to był „Pekin”, na Chyloni „Meksyk”, Działki Leśne to „Budapeszt”. Wszystkie dzielnice były w fazie budowy.

A jak wyglądała Świętojańska?
Nie było tylu samochodów. Raz na godzinę może przejechało jakieś auto. Przez środek przebiegały rabaty kwiatowe. Była to piękna ulica. Wszędzie sklepy, ulica żyła. Podobnie było na Starowiejskiej. Ulice 10 Lutego i Portowa były bardziej ekskluzywne. Wszędzie było dużo barów, w których kwitło życie nocne.

Jakie gazety czytali gdynianie?
Wychodził „Dziennik Gdyński”. Jego nakład wynosił ok. 20 tys. egzemplarzy. Jego naczelny redaktor był w Gdyni bardzo szanowany. Był olbrzymiej tuszy, do tego stopnia, że w kinie Lido, powstałym w 1936 roku dla dziennikarza przygotowane było specjalne miejsce zrobione z dwóch normalnych, aby miał gdzie usiąść.

O czym pisano?
Głównie o gospodarce i rozrywce. Nie było tam polityki. Później powstał „Kurier Bałtycki”. Był to organ Stronnictwa Narodowego. Tam często pojawiały się artykuły antyżydowskie.

Żydów było wtedy w Gdyni dużo?
Tak, przejęli prawie cały handel w mieście, dużo firm portowych i bankowość. Działała wśród nich oficjalna grupa lichwiarzy.

Pan pracował wtedy w kinie?
Rok 1935 był dla mnie bardzo ciekawy. Najpierw zostałem bileterem w kinie „Morskie Oko”. Kino wtedy to była główna rozrywka. Później zostałem przeniesiony do kina „Lido”, najpierw jako operator kinowy, potem bileter, w 1937 roku zostałem mistrzem reklamy i kierownikiem sali i w końcu całego kina „Lido”. Nie trwało to długo, bo w 1939 wzięli mnie do wojska...

... i nastała wojna...
Podczas wojny straszne historie działy się na naszych oczach. Szykowaliśmy paczki do obozów koncentracyjnych. Do dzisiaj widzę te obrazy. To wszystko opisuję w mojej książce.

Po wojnie wrócił Pan do Gdyni?
Do Bydgoszczy dojechaliśmy na dachu pociągu, taki był przepełniony. Dalej jednak już nie jechał. Wsiedliśmy do pociągu z pustymi węglarkami. Nie wiedzieliśmy co to za pociąg, do dzisiaj nie wiemy. Z bratem wsiedliśmy na jedną z węglarek i jechaliśmy z myślą, że dojedziemy do Gdyni.

Udało się dojechać?
Z wieloma przygodami. Pociąg zatrzymał się w Gdańsku i maszynista parowozu odmówił dalszej jazdy. Zaczęliśmy zbierać, aby dać mu jakąś daninę. Niektórzy dali papierosy, my też coś daliśmy. Udało się pojechać dalej. Zatrzymał się na stacji Kolibki-Orłowo, dzisiaj nazywanej tylko Orłowo. Tam wysiedliśmy, mieliśmy już niedaleko do naszego dawnego domu w Małym Kacku. Tam go jednak już nie było. Budynek został zniszczony podczas wojny. Poszliśmy więc do Gdyni.

Jak ona wtedy wyglądała?
Było dużo zniszczeń. Niemcy uciekając przed sowietami niszczyli wszystko. Nabrzeża portowe były powysadzane. Co 10 metrów wyrwa.

A w mieście?
Tam spotkał nas straszny widok. Gdy Niemcy z Prus Wschodnich uciekali, na statek przyjeżdżali furmankami konnymi. Nie było wtedy samochodów. Ponad tysiąc koni zostało tutaj. Niemcy nie chcieli, aby dostały się one w ręce sowietów i wszystkie je wybili. Na wzgórzu Focha (obecnie Św. Maksymiliana) było pełno końskich trupów. Nie zamieszkałem od razu w Gdyni. Trafiłem najpierw i do Gdańska, Pruszcza i Tczewa. Do Gdyni wprowadziłem się z powrotem w 1955 roku.

Zdradzi Pan nam sekret jak dożyć ponad stu lat?
Dużo śpiewu, aktywności, lubię podróżować, zawsze stroniłem od alkoholu, dba o mnie żona. Papierosy zacząłem palić, gdy miałem 14 lat, rzuciłem w lipcu 1943 roku jak podczas śpiewu dla grupy dziewcząt nie mogłem wyciągnąć górnego C. Trzy miesiące cierpiałem strasznie, ale wytrzymałem!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto